Telewizja bielsko.tv
- 7 stycznia 2024
- wyświetleń: 1862
[Historyczne ciekawostki] Święta święta i... karnawał!
„Święta święta i po świętach” to jedno z częstszych powiedzeń, które można było usłyszeć w ciągu ostatnich kilkunastu dni. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, bo chyba dla każdego i zawsze Boże Narodzenie trwa za krótko.
Najpierw wielkie przygotowania, pośpiech, bieganina i stres, a później wieczór wigilijny i dwa kolejne dni, które mijają w mgnieniu oka. Szczęśliwcy, mogą liczyć na kilka dni wolnego między świętami a Nowym Rokiem, jednak większość z nas po 26 grudnia, na nowo wpada w wir codziennych zajęć i obowiązków. Znów doskwiera nam wieczny brak czasu, pęd, nie bardzo wiedzieć za czym. Mamy dziesiątki problemów i setki spraw do ogarnięcia.
A jak było kiedyś? Po świętach i Nowym Roku następował barwny okres karnawału. Nie ograniczał się on jednak wyłącznie do zabaw, ale był niejako dalszym ciągiem celebrowania i cieszenia się świętami. Był to czas niezwykłych i jedynych w okresie całego roku wydarzeń i zwyczajów. Karnawał świętowali wszyscy, a status społeczny i „siła” portfela na pewno nie były tak istotne jak dzisiaj.
Warto przyjrzeć się, jak ten ciekawy i barwny czas wyglądał. A może znajdziemy coś, do czego warto wrócić?
Chodzenie po kolędzie
Chyba najbardziej znaną tradycją świąteczną, ale praktykowaną również w okresie, który typowo do świąt się nie zaliczał, było chodzenie po kolędzie. Grupy osób zwanych kolędnikami odwiedzały domy, recytowały lub śpiewały piękne życzenia. Dotyczyły one najczęściej zdrowia, szczęścia oraz wszelkiej pomyślności dla mieszkańców domu. Nierzadko odgrywali oni scenki lub krótkie przedstawienia. W podziękowaniu, zwanym również kolędą (warto zauważyć, ile ten niepozorny wyraz ma znaczeń) otrzymywali najczęściej jedzenie - bułki zwane szczodrakami, kiełbasę, słoninę, świątecznego kołacza, a nierzadko jabłka, orzechy lub drobne pieniądze.
Kolędników zawsze i wszędzie starano się dobrze przyjmować, gdyż ich wizyta miała przynieść szczęście domowi i jego mieszkańcom. Sama tradycja obchodów kolędniczych pojawiła się bardzo dawno, bo pierwsze wzmianki o nich pochodzą z XVI w. Później chodzenie po kolędzie dało początek wędrownemu teatrowi ludowemu, który w różnych formach przetrwał do połowy XX w. Z największą niecierpliwością, co roku oczekiwały go dzieci. Sama tradycja wywodziła się z archaicznych, słowiańskich obrzędów, mających zapewnić urodzaj i była mocno związana z zabiegami hodowlanymi i gospodarskimi.
A jak chodzenie po kolędzie wygląda dzisiaj? Niestety, z przykrością trzeba stwierdzić, że tradycja ta zanika. Zdarza się jeszcze, że dzieci, zwłaszcza na wsiach i w mniejszych miejscowościach, odwiedzają bliższych i dalszych sąsiadów, śpiewając najczęściej zwrotkę lub dwie jakiejś popularnej kolędy, a w ręku trzymają szopkę.
Obchody z turoniem, kozą i konikiem
Na południu naszego kraju, popularne były obchody z turoniem. Czym było to stworzenie? Właściwie tak do końca, nie wiadomo. Miało rogi i kłapiącą paszczę, a jego prototypem, był zapewne tur. Maskę turonia wykonywano z ociosanego klocka drewnianego, obijano futrem baranim, mocowano na niej rogi prawdziwych zwierząt, uprzednio nabijane kolcami. By wywrzeć większe wrażenie, paszcza wyłożona była czerwonym suknem, z językiem w takim samym kolorze. „Przyozdabiano” ją gwoźdźmi lub szpilkami. Dolna szczęka była ruchoma, przybijano do niej skórkę jeża, formowano bródkę i wieszano mały dzwoneczek. Całość mocowano na drągu, który nosił najsilniejszy z kolędników, uprzednio zasłaniając ramiona i głowę derką. Turoniowi towarzyszyli Dziad, Cygan, Cyganka, Żyd i muzykanci.
Taka grupa odwiedzała domy, a turoń rozpoczynał swoje popisy - harce, tańce, gonitwę za dziećmi i dziewczętami. Również inne postaci z całej grupy miały swoje role, np. Dziad w sposób przejaskrawiony odmawiał pacierz oraz zbierał datki do parcianej torby, która była jego głównym rekwizytem, oprócz różańca z paciorkami wykonanymi z drewna lub brukwi.
Podobnie wyglądały obchody z kozą, która tupała, skakała, a nade wszystko głośno beczała, domagając się datków.
Obchody z konikiem, inaczej nazywanym kobyłką, również były jedną z popularniejszych atrakcji okresu karnawału. Konik składał się głowy—była wykonana z drewna lub pluszu, wypychano ją trocinami i mocowano do tułowia, którym mógł być kosz, przetak lub skrzynka, a nawet rama zbita z desek, na którą narzucano koc lub kapę. Tak wykonaną konstrukcję, jeden z kolędników wieszał sobie na ramionach. Całości dopełniały uprząż z dzwoneczkami i kolorowymi wstążkami. Konik (a zarazem jeździec w jednej osobie) najczęściej nosił strój regionalny, ale bywało, że również mundur ułana lub szaty królewskie.
Jasełka - bożonarodzeniowy teatr
W obchodach kolędniczych, bo tak nazywano popularne chodzenie po kolędzie, jednym z ważniejszych punktów, były jasełka, krótko mówiąc były to przedstawienia o Bożym Narodzeniu. Sama nazwa pochodzi od staropolskiego słowa „jasło”, czyli żłób.
Jasełka mają ogromnie długą tradycję, sięga aż średniowiecza. Wpierw pojawiły się we Włoszech i Francji, a wedle legendy, ich twórcą miał być św. Franciszek z Asyżu, który miał ustawić żłóbek oświetlony pochodniami i zorganizować do niego procesję. Później ta forma pobożności uległa ewolucji - urządzano przedstawienia religijne, oraz widowiska z użyciem figurek, co wiązało się z istniejącą w tamtym czasie modą na teatry marionetkowe.
Polska odmiana jasełek wiąże się z zakonnikami i misjonarzami włoskimi i francuskimi, którzy w okresie bożonarodzeniowym, ustawiali w swoich przyklasztornych kościołach żłóbki lub kolebki z figurką nowo narodzonego Dzieciątka. Później dołączano figurki Maryi, Józefa oraz postaci związanych z kolejnymi wydarzeniami - pokłon trzech mędrców, ucieczka do Egiptu. Dodano kolejną modyfikację, ukryci za zasłoną zakonnicy, poruszali figurkami, a kolędy dopełniały podniosłego nastroju - takie były początki jasełek kościelnych.
Ciekawostką polskich jasełek jest to, że wprowadzano do nich wątki i sceny świeckie, patriotyczne, a nawet zabawne scenki rodzajowe. Niekiedy sprawiały one, że widzowie zachowywali się w sposób nieprzystający kościołowi. Decyzją biskupa poznańskiego Teodora Czartoryskiego (a potem innych biskupów) zakazano urządzania widowisk jasełkowych w kościołach, zezwolono jedynie na ustawianie nieruchomych figur, były to szopki kościelne.
Same jasełka przeniosły się natomiast w sferę świecką. Przechodziły one rozmaite przeobrażenia - od scenek odgrywanych na tle zasłony, aż po szopkę kolędniczą, którą był przenośny, niewielki budynek, z otwartą dolną częścią, zawartą między dwoma wieżami. W tak skonstruowanej scenografii pojawiały się kukiełki. Tutaj także wprowadzano wątki wesołe, humorystyczne, ale także lokalne, związane z konkretną wsią i jej mieszkańcami. Nie brakowało osób o typowo polskim rodowodzie np. pastuszkowie to najczęściej Maciek, Kuba czy Wojciech. Wprowadzano postaci rolników, drobnych rzemieślników (kowal, młynarz), ale także królów, żołnierzy z różnych epok.
„Niech żyje bal...”
W dawnych czasach w Polsce karnawał był obchodzony hucznie z iście ułańską fantazją. Zapusty, bo tak zwano ten, okres łączyły w sobie dużo elementów rdzennych, ale wiele było takich, które niejako zaszczepiły się w naszej kulturze, a pochodzą z innych krajów. Chociażby maskarady i korowody karnawałowe są włoskiego pochodzenia, a ich popularyzacja w naszym kraju przypisywana jest królowej Bonie Sforzy.
Zapusty trwały od Nowego Roku lub święta Trzech Króli do Środy Popielcowej, chociaż bywa też, że termin ten oznacza tylko ostatni tydzień, lub jedynie trzy dni, poprzedzające wielki Post. Popularną nazwą tego czasu jest mięsopust (tłumaczone jako pożegnanie, opuszczenie jedzenia mięsa).
Pierwsze źródła mówiące o zabawach karnawałowych pochodzą z XVI w., ale z pewnością karnawał obchodzono znacznie wcześniej.
Był to czas zabawy, nieraz bardzo hucznej, dla wszystkich. Bawili się ludzie biedni i bogaci, mieszkańcy miast oraz maleńkich wiosek, młodzi i starzy.
W Warszawie bale maskowe były zwane redutami. W wieku XVII pierwszy taki bal zorganizował Salwador — Włoch mieszkający w Polsce. Zabawy odbywały się u niego w każdy wtorek i czwartek karnawału. Na początku były to zabawy dla ludzi z wyższych sfer, z czasem jednak zaczęły przyciągać osoby z niższych stanów. Obowiązkowo każdy uczestnik musiał nosić maskę, zwaną larwą, a zdjąć mogła ją osoba tylko wysoko urodzona. Teoretycznie panowała równość w zabawie, ale było tak tylko do zdjęcia maski, gdy bowiem okazało się np. że z wytworną damą tańczy ubogi subiekt, był on wyrzucany z zabawy.
XVIII wiek sprawił, że bale karnawałowe upowszechniły się, stały się obyczajem. Organizowano je w salach teatrów, większych i mniejszych restauracjach, a także w domach prywatnych. Kolejne wieki przyniosły częściową zmianę charakteru balów, gdyż organizowano je w celach charytatywnych, co trzeba przyznać, było przejawem modnej wtedy filantropii.
„Z kopyta kulig rwie...”
Urządzanie kuligów było jedną z najbardziej lubianych rozrywek w dawnej Polsce. Wodzirej-arlekin, bo właśnie on przewodził tej zabawie, prowadził zaprzęgi od jednego dworu do drugiego. Często nie brakowało w tej zabawie elementów ryzyka i brawury. Każdy dwór chciał się „pokazać” przez przygotowanie wystawnej uczty, oraz salonów, w których urządzano tańce. Tradycją było to, że z każdego dworu zabierano jedną lub więcej osób, które jechały z odwiedzinami w dalszą drogę. Towarzyszyły temu śmiechy, śpiewy oraz ogólna wesołość, a wszystko było solidnie zakrapiane mocnymi trunkami.
Obecnie, urządzanie kuligów nie jest już tak powszechne, choć są organizowane zwłaszcza w górskich miejscowościach, w naszym regionie np. w Wiśle, czy też Szczyrku. Co ciekawe, zmiany klimatu i coraz częstsze bezśnieżne zimy, sprawiły, że coraz powszechniejszym widokiem są kuligi na wozach konnych, niż na saniach.
Przedstawione powyżej zwyczaje, ale też wydarzenia charakterystyczne dla okresu poświątecznego i karnawałowego to tylko niewielka część większej i bogatej tradycji. Pewne jest jedno, czas ten wyglądał zupełnie inaczej kiedyś niż dzisiaj. Przede wszystkim sprawiał, że bieg codziennego życia, na chwilę zwalniał (i jak się okazywało, świat się nie zawalał). Ludzie więcej czasu spędzali ze sobą, z rodziną, najbliższymi, ale także sąsiadami. Część aktywności i wydarzeń ubogacała sferę sacrum — ducha, nie zapominano też o czymś dla ciała, równowaga jest bowiem ważna i niezbędna w każdym aspekcie życia człowieka. Dzięki temu stawało się ono lepsze, weselsze, a spędzane razem chwile pozwalały naładować akumulatory przed dalszymi wyzwaniami, jakie stawiał nowy rok.
Przy pisaniu tekstu korzystałem z informacji zawartych w książce Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne, Barbary Ogrodowskiej, Wyd. Sport i Turystyka MUZA SA., Warszawa 2005
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu bielsko.info zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.
Historyczne ciekawostki
Jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach z tematu "Historyczne ciekawostki" podaj